Opis - wstęp do bloga

Celem tej strony jest Głoszenie Słowa Bożego, świadczenie o nawróceniu i działaniu Stwórcy w naszym codziennym życiu. Znajdziesz tutaj rozważania, aforyzmy, świadectwa, pieśni i filmy głównie natury teologiczno-apologetycznej. Dziękuję Bogu za to, że mogę o Nim mówić. Dziękuję tym wszystkim, którzy świadomie, a czasami nieświadomie pokazują mi, że On mnie kocha.

"Uwagi techniczne". Na stronie głównej znajduje się tylko siedem ostatnich wpisów. Pozostałe znajdziesz po prawej stronie w kategoriach lub w archiwum. Na dole jest odtwarzacz muzyki. Klikasz „play” i chwalisz Boga pieśnią. Jeśli chcesz odtworzyć sobie konkretną pieśń, w prawym dolnym rogu jest playlista. Wszystkie utwory pochodzą z ogólnie dostępnego serwisu youtube. Teksty są mojego autorstwa. Jeśli jest inaczej podane jest źródło pochodzenia. Jeśli chcesz coś stąd skopiować miło byłoby gdybyś podał link do tej strony. Spodobał Ci się ten blog - powiedz o nim innym, udostępnij.

Polecam Wydawnictwo M - świetne książki z dziedziny kultury i religii.

Dariusz, Olsztyn

piątek, 21 września 2012

Tak mnie skrusz, tak mnie złam......

Tak mnie skrusz,
 tak mnie złam,
 tak mnie wypal Jezu,
 byś został tylko Ty
 byś został tylko Ty,
 jedynie Ty.





   

Pragnę

środa, 19 września 2012

Jak "zrozumieć" Bóstwo Chrystusa?

Jakiś czas temu prowadziłem dialog na jednym z forów internetowych. Temat dotyczył osoby Jezusa Chrystusa, a dokładniej - kim On jest. Mój rozmówca w pewnym momencie ożywionej rozmowy stwierdził: "Nigdy nie uwierzę, że Jezus jest Bogiem. Nie mogę "zrozumieć" takiej sytuacji, gdy podchodzi do ciebie człowiek i mówi, że jest Bogiem. Toby zakrawało  conajmniej na dziwactwo, a nawet może świadczyć tylko o jednym - ta osoba jest niepoczytalna umysłowo".

Wielokrotnie zastanawiałem się nad rozumowym przyjęciem Jezusa jako Boga Wszechmogącego, Stwórcy świata. Nie jest to takie proste, jeśli w ogóle możliwe. Rozum ludzki jest omylny i niedoskonały. Rozumowe analizowanie życia i słów kogoś kto żył ponad dwadzieścia wieków temu i wyciąganie wniosków kim ta osoba była, a szczególnie, że była Bytem nadprzyrodzonym i wiekuistym, moim zdaniem jest niewykonalne. A więc czy jest możliwe przyjęcie Jezusa jako Boga bazując tylko na poznaniu rozumowym? Odpowiedź jest zgoła prosta - sam rozum tutaj nic nie pomoże, tutaj potrzebne jest serce. Rozum ludzki jest w stanie przyjąć Bóstwo Chrystusa tylko wtedy, gdy go serce ku tej prawdzie nakieruje. Miłość rodząca się w sercu jest początkiem zrozumienia kim naprawdę jest Jezus. To ona prowadzi rozum ludzki do prawdy o kochającym Bogu. Bez miłości sam rozum nie jest w stanie pojąć posłannictwa Jezusa. Jezus przychodzi do nas po to, by Go kochać. Jak pokochasz - zrozumiesz. Najpierw miłość, a potem zrozumienie.


Z punktu widzenia ludzkiej logiki ta kolejność może wydawać sie niewłasciwa. Ktoś może zapytać - jak mogę pokochać coś, czego nie rozumiem? Człowiek ma prawo tak myśleć, aczkolwiek nie musi się to zgadzać z Bożą logiką. Boża logika działa inaczej niż ludzka. Jezus, Bóg - Człowiek przychodzi do człowieka i zdaje się mówić: Zaufaj Mi, pokochaj Mnie, a zrozumienie kim jestem, samo przyjdzie.


Jeśli twierdzisz, że nie "rozumiesz" Boga, to znaczy, że Go nie kochasz. Bez miłości nie można Go "zrozumieć". 

wtorek, 18 września 2012

Bł. Henryk Suzo z Konstancji.

Bł. Henryk Suzo z Konstancji, niemiecki dominikanin i wielki mistyk średniowieczny, miał tak bogate życie, że nie starczyło dla niego jednego imienia. Nazywano go trubadurem Przedwiecznej Mądrości (albo Miłości i Piękna) i „świętym naznaczonym tajemnicą Męki Chrystusowej”. Mówiono też o nim (i podpisywano tak jego dzieła) „Frater Amandus”, na znak tego, że zakochany był w Mądrości Przedwiecznej, której ludzkie, cierpiące oblicze rozpoznał w Ukrzyżowanym.

Asceta i wędrowny kaznodzieja, intelektualista o poetyckiej wrażliwości. Oskarżany o nieprawomyślność, bo rozumiał i kochał naukę, która była za trudna. Nie lubiany przez możnych, których kochanki nawracał, czczony i poważany przez siostry dominikanki, którym ukazywał niezwykłą drogę zjednoczenia z niepojętym Bogiem. Autor „Księgi mądrości przedwiecznej”, uważanej za najpiękniejszy owoc mistyki średniowiecznej.

Jego życie to lata umartwień w klasztornej celi, podjętych w imię miłości Przedwiecznej Mądrości, a potem bogata działalność kaznodziejska, spisana i przez to zachowana w części przez samego autora, w części przez wierne słuchaczki. To całkowite oddanie się, zawierzenie Bogu we wszystkich przeżywanych trudnościach i doświadczeniach. Kluczowym pojęciem jego mistyki było „Gelassenheit”, co można rozumieć jako „wyrzeczenie”, „zaparcie się”, „rezygnacja”, „zdanie się”, „zaufanie”, „zawierzenie”, a co ma prowadzić do całkowitego zjednoczenia z Bogiem.

Nie wiadomo na pewno, gdzie i kiedy się urodził – najprawdopodobniej w 1295 roku w Konstancji, mieście na zachodnim brzegu Jeziora Bodeńskiego. Miał bardzo pobożną matkę, która nauczyła go kontemplacji Męki Pańskiej i ojca, którego nazwał potem z goryczą „synem tego świata”. W wieku 13 lat wstąpił do Zakonu Kaznodziejskiego - czyli dominikanów, a jako osiemnastolatek miał już za sobą studia, znajomość z innym wybitnym mistykiem swojej epoki – Janem Taulerem, śluby wieczyste i wizję, która otworzyła mu oczy i serce. W klasztorze św. Mikołaja, na małej wysepce kilka metrów od brzegu, ujrzał w widzeniu przedwieczną Mądrość i zrozumiał, że jest to ta sama Osoba Boża, która stała się człowiekiem i cierpiała za ludzi na krzyżu. Odtąd średniowiecznym zwyczajem stał się trubadurem swej pani - Ukrzyżowanej Mądrości i zaczął praktykować umartwienie, bo kochać znaczy cierpieć.

Ten czas przepędził w swojej celi. Może byłoby inaczej, gdyby w czasie studiów w Kolonii nie poznał i nie zachwycił się nauką najwybitniejszego mistyka szkoły nadreńskiej, Mistrza Eckarta. Zazdrośnicy mówili, że nikt tej nauki nie rozumie, urząd nauczycielski miał wątpliwości, czy we wszystkim jest prawowierna, a młody dominikanin stał się jej gorliwym piewcą. Pewnie dlatego znalazł się na cenzurowanym – postawiono go przed zakonnymi władzami i nie wysłano na studia do Paryża. Kariery naukowej nie zrobił, zabroniono mu nawet posługi lektora, czyli nauczyciela innych braci w zakonie, i często nie wykazywano zrozumienia dla surowości jego praktyk ascetycznych.

Ale nie wystarczy wiedzieć i zatrzymywać wiedzy dla siebie. Po latach samotnej kontemplacji w murach celi w życiu mnicha ascety nastąpił kolejny przełom. Zarzucił dotychczasowe umartwienia i został wędrownym kaznodzieją. Wędrował po dzisiejszej północnej Szwajcarii, Szwabii, Alzacji, doliną Renu aż do Akwizgranu, wracając zawsze do macierzystego klasztoru w Konstancji. Nie była to romantyczna łazęga – nie miał nawet konia, bo kłóciłoby się to z zasadą ubóstwa. Szedł z nim drugi brat, razem milczeli, modlili się, próbowali przeżyć na niebezpiecznych średniowiecznych traktach – i zachodzili do zakonów, gdzie Frater Amandus głosił kazania. Szczególnym polem działania były klasztory żeńskie, zwłaszcza dominikanek. W tym czasie opieka nad siostrami była jednym z obowiązków dominikanów, szczególnie tych bardziej uczonych. Przyszły błogosławiony otaczany był przez siostry bez mała czcią, wiele z nich stało się jego córkami duchownymi, prowadzili żywą korespondencję.

Z przekazów wiadomo, że przemawiając nie rzucał gromów – był cichy, łagodny, delikatny, pełen słodyczy, z nutą serdecznego żalu i zatroskania o nawrócenie ludzi na drogę prawdy i dobra. Wrażliwy na przyrodę, odnajdywał majestat i piękno Boga w otaczającym świecie.

Za sprawą szalejącej na świecie zawieruchy bł. Henrykowi zdarzyło się być nawet przeorem w klasztorze, kiedy za sprawą waśni między papieżem a cesarzem wraz z innymi braćmi musiał opuścić Konstancję. To zajęcie przysparzało mu zresztą więcej zgryzot niż wcześniejsze umartwienia, bo nie wszystkim braciom podobało się, że ich szef więcej się modli, niż dba o ich byt materialny. Henryk zwyciężał ich modlitwą, a Bóg wysłuchuje swoich świętych.

Zmarł w klasztorze w Ulm, gdzie trafił pod koniec życia. Pozostawił po sobie książki, kazania i listy. Jego twórczość ujmuje się w dwie grupy. Pierwsza, tzw. Exemplar (wzór, wzorzec), w skład której wchodzą autobiografia „Życie”, „Księga Mądrości Przedwiecznej”, „Księga Prawdy” i „Mała Księga listów”, to autoryzowany zbiór tekstów. Do drugiej należą: „Wielka Księga listów”, „Kazania” i „Mała Księga miłości”. Poza nimi jest jeszcze jedyne dzieło po łacinie – „Horologium sapientiae” (zegar mądrości). Cała ta twórczość ma założenia czysto praktyczne – prowadzenie dusz do Boga, od zerwania z grzechem, po najwyższe stopnie zjednoczenia z Bóstwem.



(na podst. tekstu Wiesława Szymony OP)

poniedziałek, 17 września 2012

Test z Nowego Testamentu

Zapraszam do rozwiązania testu z wiedzy biblijnej. Test opiera się na tekście Pisma św. - Ewangelia św. Mateusza. Do każdego pytania tylko jedna odpowiedź jest właściwa. Niektóre inne odpowiedzi mogą wydawać się właściwe lub częściowo właściwe, jednak dobra odpowiedź je ta, która jest zgodna z tekstem biblijnym według Biblia Tysiąclecia.

Nauki Kościoła w "krzywym zwierciadle".

Często w rozmowach, w różnego rodzaju pismach, publikacjach głównie niekatolickich, napotykam na "przekręcanie nauki Kościoła". Z jednej strony wynika to z braku wiedzy na temat co i jak Kościół naucza na dany temat, a z drugiej strony z braku chęci i czasami dobrej woli sprawdzenia u źródeł jak sprawa wygląda.

Oto przykłady "wykrzywionego"  nauczania katolickiego:
  • że Jezus i Jego Ojciec ta sama osoba;
  • że Bóg stworzył piekło i wrzuca tam potępieńców;
  • że Jezus urodził się 25 grudnia;
  • że Matka Boża jest boginią;
  • że katolicy modlą się "do" obrazów i figur;
  • że święci traktowani są na równi z Bogiem, itp, itd.

Żaden z powyższych przykładów nie ma nic wspólnego z nauczaniem Kościoła Katolickiego. Dlaczego tak się dzieje, że są one spotykane w wielu miejscach, wszędzie ich pełno. Uważam, że jeśli ktoś chce powołać się na czyjeś nauczanie, to powinien sprawdzić dokładnie jakie w danym temacie jest stanowisko, a nie klepać swoje "widzi mi się" i przypisywać coś komuś, co tak właściwie nie jest prawdą.

Film "Jezus z Nazaretu"

Polecam film Franca Zefirelliego, jeden z najlepszych o życiu Jezusa. 

Nie wypuszczę Cię, Tyś jest mój.

Oszalałem na punkcie Jezusa. Nie mogę przestać o Nim myśleć, nie mogę przestać o Nim mówić. Co mi się stało? Rozchorowałem się. Rano wstaję, pierwsza myśl – Jezus, jem śniadanie – Jezus, idę do pracy – Jezus, rozmawiam ze znajomym – Jezus, idę na spacer – Jezus, czytam książkę – Jezus, idę spać - Jezus. To naprawdę jest niewytłumaczalne. Poszedłem do lekarza, poszedłem do psychologa, rozmawiałem z przyjaciółmi, z księdzem. Chciałem pozbyć się tej niejako męczącej sytuacji. A  tu nagle słyszę: „Chciałeś uciec ode Mnie? Nie jest to możliwe. Drogo mnie kosztowałeś. Nie wypuszczę Cię, Tyś jest mój”. To dalej trwa. Jezus przeszywa moje myśli, wypala moje serce, wyciska łzy z oczu  jest przy mnie gdy idę do Kościoła i gdy odwracam się od Niego. On mi to czyni. Chłoszcze mnie każdego dnia, ciernistą drogą prowadzi, a jednak zbawienne jest Jego Słowo, wszystko cokolwiek czyni.

CHWAŁA TOBIE JEZU, PO WSZYSTKIE DNI ŻYCIA MEGO.

Moje dowody na istnienie Boga.

W rozmowach głównie z ateistami często słyszę - "Boga nie ma i nie ma żadnych dowodów na to, że On jest. Udowodnij, że Bóg jest". 

Są różne dowody na istnienie Boga. Jednak ci, którzy nie chcą Boga i twierdzą, że jest On tylko "wytworem ludzkiego umysłu" nie są w stanie ich zaakceptować. 

Oto moim zdaniem najbardziej proste i najbardziej "dziecięce" dowody:

Mogę widzieć, mogę słyszeć, mogę mówić - niech to przedyskutują! 
Mogę śpiewać i tańczyć - niech to zobaczą!
Mogę wybierać, mogę decydować - niech to przeanalizują! 
Mogę nienawidzić i mogę kochać - niech tego doświadczą!

A jeśli to im nie wystarczy, to niech sczezną ci, którzy mówią, że nie ma Boga.

A jeśli mi powiedzą, że mogę cierpieć, że mogę być w nienawiści u innych, że mogę kłamliwym językom i obłudnym sercom podlegać, każdego dnia zło doświadczać, na pożogę wojny i klęski głodu spoglądać i chwały Bożej próżno oczekiwać, to im odpowiem – Bóg i Jego chwała to nie kiełbasa, że ją czuć!!!! 

A jeśli Bóg nie istnieje to……?

Nie ma takiej opcji. To tak samo jakby powiedzieć, że Ciebie nie ma, Ty, który zadajesz to pytanie.