
Bł. Henryk Suzo z Konstancji, niemiecki dominikanin i wielki mistyk średniowieczny, miał tak bogate życie, że nie starczyło dla niego jednego imienia. Nazywano go trubadurem Przedwiecznej Mądrości (albo Miłości i Piękna) i „świętym naznaczonym tajemnicą Męki Chrystusowej”. Mówiono też o nim (i podpisywano tak jego dzieła) „Frater Amandus”, na znak tego, że zakochany był w Mądrości Przedwiecznej, której ludzkie, cierpiące oblicze rozpoznał w Ukrzyżowanym.
Asceta i wędrowny kaznodzieja, intelektualista o poetyckiej wrażliwości. Oskarżany o nieprawomyślność, bo rozumiał i kochał naukę, która była za trudna. Nie lubiany przez możnych, których kochanki nawracał, czczony i poważany przez siostry dominikanki, którym ukazywał niezwykłą drogę zjednoczenia z niepojętym Bogiem. Autor „Księgi mądrości przedwiecznej”, uważanej za najpiękniejszy owoc mistyki średniowiecznej.
Jego życie to lata umartwień w klasztornej celi, podjętych w imię miłości Przedwiecznej Mądrości, a potem bogata działalność kaznodziejska, spisana i przez to zachowana w części przez samego autora, w części przez wierne słuchaczki. To całkowite oddanie się, zawierzenie Bogu we wszystkich przeżywanych trudnościach i doświadczeniach. Kluczowym pojęciem jego mistyki było „Gelassenheit”, co można rozumieć jako „wyrzeczenie”, „zaparcie się”, „rezygnacja”, „zdanie się”, „zaufanie”, „zawierzenie”, a co ma prowadzić do całkowitego zjednoczenia z Bogiem.
Nie wiadomo na pewno, gdzie i kiedy się urodził – najprawdopodobniej w 1295 roku w Konstancji, mieście na zachodnim brzegu Jeziora Bodeńskiego. Miał bardzo pobożną matkę, która nauczyła go kontemplacji Męki Pańskiej i ojca, którego nazwał potem z goryczą „synem tego świata”. W wieku 13 lat wstąpił do Zakonu Kaznodziejskiego - czyli dominikanów, a jako osiemnastolatek miał już za sobą studia, znajomość z innym wybitnym mistykiem swojej epoki – Janem Taulerem, śluby wieczyste i wizję, która otworzyła mu oczy i serce. W klasztorze św. Mikołaja, na małej wysepce kilka metrów od brzegu, ujrzał w widzeniu przedwieczną Mądrość i zrozumiał, że jest to ta sama Osoba Boża, która stała się człowiekiem i cierpiała za ludzi na krzyżu. Odtąd średniowiecznym zwyczajem stał się trubadurem swej pani - Ukrzyżowanej Mądrości i zaczął praktykować umartwienie, bo kochać znaczy cierpieć.
Ten czas przepędził w swojej celi. Może byłoby inaczej, gdyby w czasie studiów w Kolonii nie poznał i nie zachwycił się nauką najwybitniejszego mistyka szkoły nadreńskiej, Mistrza Eckarta. Zazdrośnicy mówili, że nikt tej nauki nie rozumie, urząd nauczycielski miał wątpliwości, czy we wszystkim jest prawowierna, a młody dominikanin stał się jej gorliwym piewcą. Pewnie dlatego znalazł się na cenzurowanym – postawiono go przed zakonnymi władzami i nie wysłano na studia do Paryża. Kariery naukowej nie zrobił, zabroniono mu nawet posługi lektora, czyli nauczyciela innych braci w zakonie, i często nie wykazywano zrozumienia dla surowości jego praktyk ascetycznych.
Ale nie wystarczy wiedzieć i zatrzymywać wiedzy dla siebie. Po latach samotnej kontemplacji w murach celi w życiu mnicha ascety nastąpił kolejny przełom. Zarzucił dotychczasowe umartwienia i został wędrownym kaznodzieją. Wędrował po dzisiejszej północnej Szwajcarii, Szwabii, Alzacji, doliną Renu aż do Akwizgranu, wracając zawsze do macierzystego klasztoru w Konstancji. Nie była to romantyczna łazęga – nie miał nawet konia, bo kłóciłoby się to z zasadą ubóstwa. Szedł z nim drugi brat, razem milczeli, modlili się, próbowali przeżyć na niebezpiecznych średniowiecznych traktach – i zachodzili do zakonów, gdzie Frater Amandus głosił kazania. Szczególnym polem działania były klasztory żeńskie, zwłaszcza dominikanek. W tym czasie opieka nad siostrami była jednym z obowiązków dominikanów, szczególnie tych bardziej uczonych. Przyszły błogosławiony otaczany był przez siostry bez mała czcią, wiele z nich stało się jego córkami duchownymi, prowadzili żywą korespondencję.
Z przekazów wiadomo, że przemawiając nie rzucał gromów – był cichy, łagodny, delikatny, pełen słodyczy, z nutą serdecznego żalu i zatroskania o nawrócenie ludzi na drogę prawdy i dobra. Wrażliwy na przyrodę, odnajdywał majestat i piękno Boga w otaczającym świecie.
Za sprawą szalejącej na świecie zawieruchy bł. Henrykowi zdarzyło się być nawet przeorem w klasztorze, kiedy za sprawą waśni między papieżem a cesarzem wraz z innymi braćmi musiał opuścić Konstancję. To zajęcie przysparzało mu zresztą więcej zgryzot niż wcześniejsze umartwienia, bo nie wszystkim braciom podobało się, że ich szef więcej się modli, niż dba o ich byt materialny. Henryk zwyciężał ich modlitwą, a Bóg wysłuchuje swoich świętych.
Zmarł w klasztorze w Ulm, gdzie trafił pod koniec życia. Pozostawił po sobie książki, kazania i listy. Jego twórczość ujmuje się w dwie grupy. Pierwsza, tzw. Exemplar (wzór, wzorzec), w skład której wchodzą autobiografia „Życie”, „Księga Mądrości Przedwiecznej”, „Księga Prawdy” i „Mała Księga listów”, to autoryzowany zbiór tekstów. Do drugiej należą: „Wielka Księga listów”, „Kazania” i „Mała Księga miłości”. Poza nimi jest jeszcze jedyne dzieło po łacinie – „Horologium sapientiae” (zegar mądrości). Cała ta twórczość ma założenia czysto praktyczne – prowadzenie dusz do Boga, od zerwania z grzechem, po najwyższe stopnie zjednoczenia z Bóstwem.
(na podst. tekstu Wiesława Szymony OP)